Prawdziwa „Mission: Impossible” Toma Cruise’a: Ratujmy filmy, ratujmy świat

Tom Cruise jest wieloma rzeczami:gwiazdą filmową , scjentologiem , entuzjastą popcornu , najgorszym koszmarem w salonie IKEA. Ale jedną rzeczą, którą nie jest, bez względu na to, jak bardzo się stara, jest Bóg. Chociaż nie wiedziałbyś tego, oglądając „Mission: Impossible - The Final Reckoning”, najnowszy i potencjalnie ostatni film z długiej serii „ Mission: Impossible ”.
Przez 35 lat super szpieg Cruise'a Ethan Hunt i jego rotacyjny, świetny zespół agentów-łobuzów ratowali świat przed zagładą raz po raz, za każdym razem omijając śmierć o włos. Zdolność Ethana do udaremniania działań wrogów na każdym kroku dzięki czystej woli i przebiegłości jest pokonywana tylko przez jego nieustępliwe współczucie. Jeśli troszczy się o kogoś, uda się w najdalsze zakątki Ziemi, aby go uratować. Jasne, te filmy mogą zawierać mnóstwo głupich, gumowych masek i więcej eksplozji, niż można zliczyć. Ale poza całym szokiem wizualnym i podziwem, to krwawiące serce człowieczeństwa Ethana i jego towarzyszy sprawia, że filmy „Mission: Impossible” są tak wzruszające. Nawet pod koniec świata te postacie poświęcą się dla — jak głosi hasło Impossible Mission Force — tych, których trzymają blisko i tych, których nigdy nie spotkają.
Filmy „Mission: Impossible” sprawiają, że wierzymy, że nasi bohaterowie, tak ludzcy jak oni, zawsze uratują dzień. Nie mogą nas zawieść. Zniszczyłoby to każde nasze przekonanie. Wiara w naszego niewidzialnego zbawiciela, który niestrudzenie pracuje, aby bronić naszej planety, jest tak szczera, że przeczy rozumowi. To wiara w wyższą moc.
Siedząc w kinie i oglądając „Mission: Impossible - The Final Reckoning”, nie sposób nie zdać sobie sprawy, że Cruise i Ethan Hunt tak naprawdę nie różnią się aż tak bardzo. Cruise jest agentem samym w sobie, wykonującym niemożliwą misję ratowania kina i zjednoczenia podzielonego ludu. Aby to zrobić, zaryzykuje życie, wykonując kaskaderskie popisy, aby ich widowisko i autentyczność mogły być częścią atrakcji, która przyciąga tyłki na fotele kinowe. Moglibyśmy siedzieć cały dzień i dyskutować o moralnej naturze samego aktora, ale faktem jest, że intencja Cruise'a jest szlachetna. Wierzy w moc filmu i siłę, którą czerpiemy ze wspólnotowego aspektu oddawania czci w kinie. Uważa kino za religię, a poziom rozrywki, jaki może zapewnić coś takiego jak film „Mission: Impossible”, za pismo biblijne. W filmie „The Final Reckoning” Cruise ukazuje Ethana Hunta jako postać Jezusa, od urodzenia przeznaczonego do uratowania ludzkości poprzez ogromne osobiste poświęcenie, co jest odzwierciedleniem dziesięcioleci wysiłków aktora, by połączyć rozbity świat w blasku srebrnego ekranu.
Może nie byłbym tak skuszony, żeby ewangelizować, gdyby nie zdolność Cruise'a i reżysera Chrisa McQuarrie'a do tak przewidującego zrozumienia, czym może być seria „Mission: Impossible”. Przez ostatnie cztery filmy ten niezwykle dynamiczny duet przekształcił serię z piankowej, szybującej, szybkiej akcji szpiegowskiej w piankową, szybującą, szybką, aktualną opowieść o podziale społecznym. Przyzwoite szpiegostwo filmowe zwykle zamienia zbiorowy niepokój kulturowy w słodki, musujący napój, który przykleja się do nerwów widzów jak klej. Tak bardzo zależy nam na tym, aby nasi bohaterowie ratowali dzień, ponieważ to oni są na tyle odważni, aby stawić czoła siłom zła, które nie dają nam spać w nocy. Jeśli zawiodą, wszyscy przegramy. Nadzieja jest tak silna, jak determinacja superszpiega. Kiedy ta słabnie, co zostaje dla reszty z nas?
Tom Cruise jako Ethan Hunt w filmie „Mission: Impossible - The Final Reckoning” (Paramount Pictures/Skydance). To zaufanie jest osobną formą wiary. Filmy „Mission: Impossible” tak fantastycznie humanizują to, co nieludzkie — zarówno niezniszczalnego Ethana Hunta, jak i blok chudych mięśni i silikonu, jakim jest Cruise — że wyróżniają się na tle niemal wszystkich swoich współczesnych. James Bond jest zbyt zimny i wyrachowany; Jason Bourne zbyt skomplikowany; Sherlock Holmes zbyt brytyjski. Możemy utożsamić się z Ethanem Huntem, ponieważ jest on w miarę normalnym facetem, który został postawiony w niemożliwych okolicznościach, mając wybór od rządu, czy dołączyć do MFW, czy stawić czoła dożywociu po tym, jak został wrobiony w morderstwo swojej żony. Jest tak samo udręczany, jak reszta z nas. Ethan jest obrazem niedoskonałości, a w jego wadach widzimy siebie. Rozpoznanie siebie na ekranie to potężne uczucie, którym Cruise i McQuarrie z natury potrafią manipulować. Każdy niebezpieczny wyczyn zapiera nam dech w piersiach, bo nie możemy znieść myśli o tym, co się stanie, jeśli nie skończy się dobrze. Filmy „Mission: Impossible” sprawiają, że wierzymy, że nasi bohaterowie, tak ludzcy jak oni, zawsze uratują dzień. Nie mogą nas zawieść, nie mogliby. Zniszczyłoby to każde przekonanie, które mamy. Wiara w naszego niewidzialnego zbawiciela, który niestrudzenie pracuje, aby bronić naszej planety, jest tak szczera, że przeczy rozumowi. To wiara w wyższą moc.
W „The Final Reckoning” McQuarrie i Cruise zmagają się z tym, jak łatwo można wykorzystać i kontrolować ślepą wiarę. Kilka miesięcy po wydarzeniach z „Mission: Impossible - Dead Reckoning Part One” z 2023 roku, wszechwiedzący, wyroczni program sztucznej inteligencji zwany Entity niemal przejął świat w swoje cyfrowe objęcia. Entity może masowo manipulować prawdą na skalę globalną, zyskując kontrolę nad ludzkością, oszukując ją, by uwierzyła w swoje narracje, które są mapowane na szczegóły i wybierane na podstawie ich prawdopodobieństwa skutecznego siania chaosu. Podczas gdy większość filmów „Mission: Impossible” przedstawia społeczeństwo nieświadome katastrofalnych wydarzeń, którym MFW zapobiega tuż pod naszymi nosami, „Final Reckoning” pokazuje społeczeństwo w szponach załamania. Obowiązuje stan wojenny, ulice miast są wypełnione niezgodą na rzecz sztucznej inteligencji, a Entity szybko przejmuje kontrolę nad światowym arsenałem nuklearnym. Czas upłynie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a w tych filmach zegar nigdy nie może wskazać zera.
Tom Cruise jako Ethan Hunt, Greg Tarzan Davis jako Degas, Simon Pegg jako Benji Dunn i Hayley Atwell jako Grace w filmie „Mission: Impossible – The Final Reckoning” (Paramount Pictures/Skydance)
Chcesz codziennie otrzymywać podsumowanie wszystkich wiadomości i komentarzy, jakie Salon ma do zaoferowania? Zapisz się na nasz poranny newsletter , Crash Course.
Ale tym razem jest inaczej. McQuarrie i współautor Erik Jendresen stworzyli świat, który wygląda przerażająco podobnie do naszego, w którym ChatGPT jest tak rozpowszechniony w szkołach średnich i wyższych, że zdolność uczniów do tworzenia i myślenia samodzielnie szybko krwawi. Przegląd sztucznej inteligencji (często błędny) Google'a jest pierwszą rzeczą, jaką widzą użytkownicy, gdy szukają w Internecie. Ludzie już teraz chętnie pozwalają tej technologii myśleć za nich. I tak, obecne wersje tej sztucznej inteligencji są wątpliwe, zawodne i pozbawione artyzmu. Ale czy wyobrażenie sobie rzeczywistości, w której stały się bardziej wyrafinowane, jest aż tak naciągane? Chodzi nie tylko o to, że technologia zmienia się szybko; chodzi o to, że są tacy, którzy chcą, aby zmieniała się jeszcze szybciej, którzy czerpią radość z samej idei, że sztuczna inteligencja może być tak nierozerwalną częścią naszego życia, że każdy z kreatywnym umysłem straci pracę. Przyjrzyj się komentarzom w mediach społecznościowych dowolnego dziennikarza, który pisze o zwolnieniu, a zobaczysz, że jego przygnębienie jest niczym latarnia morska dla sępów, które tylko czekają, aby żerować na resztkach i tak już opustoszałego krajobrazu medialnego.
W swoim badaniu AI, „The Final Reckoning” jest bezkompromisowo ponury. McQuarrie i Jendresen wymyślili ponury świat, w którym zazwyczaj bezimienni wyznawcy AI stali się publicznymi prozelitami. Stoją przed kamerami informacyjnymi, obejmując armagedon, głosząc kazania o tym, jak Byt doprowadzi ludzkość do odkupienia. W naszej współczesnej dystopii ogień i siarkę zastąpiły jedynki i zera. Sprawy stały się tak straszne, że prezydent Erika Sloane ( Angela Bassett ) rozważa taktyczny atak nuklearny, który wyparuje setki tysięcy dusz na całym świecie, tylko po to, aby wyprzedzić rosnące panowanie Bytu nad siłami atomowymi. Nie ma wygranej, dopóki Ethan i jego zespół nie odzyskają kodu źródłowego Bytu z łodzi podwodnej na dnie morza i nie uwięzią go na bezpiecznym serwerze, misja bardziej niemożliwa niż wszystkie poprzednie.
Nick Offerman, Charles Parnell, Angela Bassett, Mark Gatiss i Janet McTeer w filmie „Mission: Impossible - The Final Reckoning” (Paramount Pictures/Skydance). Ambicje Cruise'a mogą nie być aż tak niebezpieczne, ale są równie onieśmielające. Jak przekonać publiczność, która ma telefony hermetycznie zamknięte w dłoniach, by odłożyła swoje urządzenia i przejęła się tym rozległym, pisanym z dużej litery filmem, który jest przed nią wyświetlany? Jeśli tak duża część ludzkości jest już zadowolona ze sztucznej inteligencji, czy ostrzeżenia przed „Mission: Impossible” tak niezwykle krytycznym wobec sztucznej inteligencji w ogóle będą miały sens?
Jak można nie poczuć ducha tamtych chwil, siedząc przed wielkim ekranem i oglądając, jak ostatni film z jednej z największych serii filmowych w historii zrzuca z siebie głupotę, którą od początku nosił niczym gumową maskę, by zbliżyć się do widzów?
Ale jak głosi przysłowie: jeśli to zbudujesz, to przyjdą. Siedzenie w tym tygodniu w zatłoczonym kinie i oglądanie, jak wszystkie ekrany telefonów nie tylko robią się ciemne, ale pozostają ciemne przez prawie trzy godziny trwania „Dead Reckoning”, było rzadkim widokiem, który nie umknął mojej uwadze. Ludzie chcą być olśnieni spektaklem tak wspaniałego filmu, że nie mogą nie być oszołomieni wspaniałością jego istnienia. W tym, co Cruise i McQuarrie robią w tym filmie w przerażających popisach kaskaderskich, w tym dwóch najbardziej oszałamiających scen tej serii, jest prawdziwa magia. Podróż Ethana na dno morza jest trudna i pełna barier. Ale kiedy pozbawiona dialogów, centralna scena podwodna wypełnia się monotonną ścieżką dźwiękową Maxa Aruja i Alfiego Godfreya, tasowanie popcornu ustało. Popijanie napojów gazowanych ustało. Od czasu do czasu szepty ucichły. W końcu niegrzecznie jest hałasować podczas nabożeństwa.
Szlachetne dążenie Ethana do ocalenia ludzkości odzwierciedla szczere przekonanie Cruise'a, że ludzkość jest zjednoczona przez sztukę, którą można zobaczyć na dużym ekranie. Tylko w tej dekadzie Cruise z entuzjazmem poparł ograniczoną, w połowie pandemii premierę kinową „ Tenet ”, wychwalał zalety doświadczenia teatralnego w nagranym wcześniej przesłaniu odtwarzanym przed „ Top Gun: Maverick ” i stworzył ogłoszenie publiczne o złu telewizorów z wygładzaniem ruchu. Jest facetem, który chce, aby ludzie doświadczali sztuki filmowej tak, jak była ona zamierzona, za każdym razem. Wygłasza swoje kazania z taką pewnością, że łatwo zapomnieć, że jego rzeczywiste poglądy religijne mogą być nieco niepewne (mówiąc delikatnie). A w „The Final Reckoning” Cruise ma nawet kwestię o tym, jak ta walka z AI — i, co za tym idzie, walka Cruise'a o sztukę filmową poprzez jej najbardziej popularną formę przebojową — stała się wolna od ideologii i dogmatów. Ważne jest, aby chronić siłę taką jak kino, która łączy ludzi, a nie ośmielać technologię, która nas dzieli. Czasami trzeba wbić komuś tę wagę do głowy — dosłownie, w przypadku Ethana, który okłada nożem napastnika broniącego Bytu, mówiąc: „Spędzasz za dużo czasu w internecie!”
Tom Cruise jako Ethan Hunt w filmie „Mission: Impossible - The Final Reckoning” (Paramount Pictures/Skydance). Chociaż Cruise uwielbia kręcić filmy, nie cieszy się, że jest ich z góry przeznaczonym zbawieniem. (Jezus również nie prosił, żeby narodzić się w jego losie!) Kiedy zapytano go o jego odczucia dotyczące bycia uważanym za „ ostatnią gwiazdę filmową ” przez ludzi, którzy tęsknią za czasami, gdy filmy kręcone przez Cruise'a były znacznie bardziej rozpowszechnione, Cruise odpowiedział: „Nie chcę nią być”. Nie podoba mu się fakt, że branża jest w tak niepewnej kondycji, że nie jest zupełnie nie do pomyślenia, że mógłby być ostatnią wielką gwiazdą filmową. Nikt, kto naprawdę kocha pracę w tym biznesie, nie byłby, bez względu na to, jak bardzo jest oddany religii kina. Jednak Cruise czuje, że nie ma wyboru. Musi skakać z klifów na motocyklu. Musi po prostu zawisnąć w powietrzu na samolocie. Przyjął płaszcz dla naszego większego dobra, tak jak wybrał to Ethan Hunt.
Jak można nie być przepełnionym duchem, siedząc przed dużym ekranem, oglądając, jak to, co może być ostatnim filmem jednej z największych serii filmowych, zdziera z siebie głupotę, którą nosiło jak gumową maskę od samego początku, aby stać się prawdziwym dla swojej publiczności? Szpiegowski terror, który wymyślono w filmach „Mission: Impossible”, przyszedł, aby zbierać żniwo. To, co kiedyś było nieprawdopodobne, jest teraz naszą rzeczywistością. Technologia bardzo dobrze będzie kiedyś naszym upadkiem. Ale w mroku kina mamy rzadką szansę, aby oderwać się od tej cyfrowej pępowiny i doświadczyć filmu tak, jak powinien być oglądany, obok ludzi, którzy chcą zrobić to samo. Nazwij to magią kina. Nazwij to religią. Tylko nie nazywaj tego końcem.
salon